Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie

Lotnicy polscy cc Cichociemni

W nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. pierwsza ekipa cichociemnych znalazła się na terenie okupowanym przez Niemców. Dowódcą samolotu był ppor. Francis Keast z 419 eskadry do zadań specjalnych, który pilotował dwusilnikowego Whitleya Z-6473 – z trzema skoczkami i czterema zasobnikami. Była to operacja lotnicza o kryptonimie „Adolphus” i oznaczeniu cyfrowym „0”. Skład osobowy ekipy stanowili: kpt. lotnictwa Stanisław Krzymowski „Kostka”, por. kawalerii Józef Zabielski „Żbik” oraz kurier do Delegatury Rządu Czesław Raczkowski „Włodek”.

Wydarzenie to zapoczątkowało kolejne akcje przerzutowe 316 cichociemnych.

W 2021 roku przypada 80. ta rocznica pierwszego skoku bojowego do Polski.

 

zapraszamy do obejrzenia nagrania on-line ze Sławomirem Snopkiem, historykiem, regionalistą z Wąwolnicy – miejsca w którym urodził się „Pierwszy z 316” – Stanisław „Kostka” Krzymowski.

W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku angielska eskadra do zadań specjalnych podległa SOE – Special Operations Executive (ang. Kierownictwo Operacji Specjalnych), wykonała swój pierwszy lot ze skoczkami na kontynent. Celem była Polska. Dwusilnikowy bombowiec Armstrong Whitworth Whitley Z-6473 leciał najkrótszą drogą nad Niemcami, zboczył z kursu i zamiast pod Włoszczową zrzucił spadochroniarzy na Śląsku Cieszyńskim. Zrzut nastąpił pod Dębowcem koło Skoczowa, na północny-wschód od Cieszyna – na terenie włączonym do Rzeszy. Samolot na resztkach paliwa powrócił do bazy w Newmarket k/Londynu.

Ekipę „0” stanowili mjr Stanisław Krzymowski, ps. „Kostka”; rtm. Józef Zabielski, ps. „Żbik” oraz kurier do Delegatury Rządu na Kraj bomb. Czesław Raczkowski, ps. „Orkan”.

Przy lądowaniu „Żbik” uszkodził staw skokowy. Spadochroniarze rozdzielili się, i by nie wzbudzać podejrzeń indywidualnie przekradali się przez granicę do Generalnego Gubernatorstwa. Przy granicy Niemcy zatrzymali Czesława Raczkowskiego jednak uwierzyli, że jest przemytnikiem i skazali go na więzienie. Niestety w akcji utracono 4 zasobniki, a w nich m.in. 4 radiostacje, 2 pistolety maszynowe, materiały wybuchowe, pocztę i klucz szyfrowy.

Nocny skok otworzył lotniczą drogę do regularnego wsparcia Armii Krajowej i Delegatury Rządu.

Do służby w okupowanej Polsce zgłosiło się ochotniczo 2413 kandydatów: 1 generał, 112 oficerów sztabowych, 894 oficerów młodszych, 592 podoficerów, 771 szeregowych, 15 kobiet, 28 kurierów cywilnych. Kurs ukończyło pomyślnie 606 osób, z czego za gotowych do przerzutu uznano – 579.(J. Tucholski, s. 51)

Do końca 1944 r. (ostatni zrzut miał miejsce 27 grudnia 1944 roku) odbyły się 82 loty. W ten sposób, jako skoczkowie, trafiło do kraju 316 cichociemnych oraz 28 cywilnych kurierów i węgierski radiotelegrafista „Hun”. Przerzucono 670 ton wyposażenia wojskowego – broń, amunicję, materiały dywersyjne, sprzęt radiowy, leki, mundury.

Skoczkowie dostarczali do kraju, na potrzeby Armii Krajowej i Delegatury Rządu, także poważne środki finansowe – w banknotach, złocie i fałszowane pieniądze okupacyjne.

Spośród wszystkich przerzuconych do kraju cichociemnych zginęło 103, czyli ponad 30 proc. stanu. 9 zginęło podczas lotu lub skoku a 84 zginęło w walce lub zostało zamordowanych przez gestapo. Dziewięciu zostało straconych na podstawie wyroków wydanych przez stalinowskie sądy w PRL.

Lista 316 Cichociemnych jest wykazem skoczków spadochronowych, wysłanych podczas II wojny światowej do okupowanej Polski przez Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza, którym przyznano Znak dla skoczków do Kraju. Większość badaczy  uznaje za zgodną z faktami liczbę 316 CC., w tym J. Tucholski w swej źródłowej pracy zatytułowanej „Cichociemni” z 1988r.

 

Cichociemni (skrót: CC) byli żołnierzami w służbie specjalnej, którzy ochotniczo zgłosili się do służby w okupowanym kraju, w szeregach Armii Krajowej. Nie byli zwartą formacją ani oddziałem wojskowym, nie mieli własnego sztandaru, barw, patrona, ani też własnej tradycji. Zgodnie z normami Konwencji Genewskich nie mogli nosić mundurów. Wszelkie działania związane z wyszkoleniem CC oraz ich przerzuceniem do okupowanej Polski były tajne. Po akceptacji Naczelnego Wodza, 1 czerwca 1943 r. Szef Oddziału VI (Specjalnego) ppłk. dypl. Michał Protasewicz wydał „Instrukcję dla żołnierzy przerzucanych drogą lotniczą do Kraju” L.dz. 2525/tjn. 43. W rozpoczynającym ją pkt. I. A. podkreślono –-„ Wszystkie bez wyjątku czynności związane z lotem do kraju są ścisłą tajemnicą wojskową. Bezwzględne przestrzeganie tej tajemnicy jest podstawowym warunkiem powodzenia samych lotów oraz całości akcji lotniczej w Kraju, jak również jedynym sposobem zabezpieczenia przed represjami rodziny skoczka”.

20 czerwca 1941 r. gen. Władysław Sikorski ustanowił Znak Spadochronowy. Miał on być taki sam dla wszystkich spadochroniarzy, bez względu na rodzaj akcji bojowej, w której brali udział. Zasada ta nie została w pełni zachowana (…). Złamaniem tej podstawowej zasady było zarządzenie Kierownika Ministerstwa Obrony Narodowej z 7 lutego 1954, a więc w 13 lat po wydaniu zasadniczego zarządzenia Naczelnego Wodza, a w 9 lat po zakończeniu wojny światowej – ustanawiające specjalny znak dla skoczków krajowych, czyli Cichociemnych AK. „Znak dla skoczków do Kraju” różnił się cokolwiek wielkością oraz znakiem Polski Walczącej, „kotwicą” wstawioną w środek wianka . W praktyce znak ten stał się jedynym identyfikatorem CC.

Pochodzenie nazwy cichociemni wyjaśniono w publikacji „Drogi Cichociemnych” wydanej z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie –„ Nazywamy się cichociemnymi. Nazwa niejednemu wyda się może dziwaczna, ale spróbujcie znaleźć lepszą na określenia takiego charakternika, który potrafi zjawić się nie spostrzeżony tam gdzie się go najmniej spodziewają i pożądają, cicho a sprawnie narobić nieprzyjacielowi bigosu i wsiąknąć niedostrzegalnie w ciemność, w noc – skąd przyszedł.”

Lotników werbował przede wszystkim wydział studiów i szkolenia wojsk spadochronowych Oddziału III, który był zainteresowany ich przerzuceniem do Kraju, gdzie mieli przygotować lotnicze wsparcie powstania powszechnego.

Jednostka Wojskowa GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, to JW 2305 sformowana 13 lipca 1990.

Decyzją ministra obrony narodowej z 04 kwietnia 1995 nr 199/MON, podjętą w porozumieniu z ministrem spraw wewnętrznych, specjalna jednostka GROM otrzymała zaszczytne imię Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, została też zobowiązana do kontynuowania Ich dumnej tradycji.

 

opracowanie: dr Roman Kozłowski

 

Literatura:

„ Drogi Cichociemnych”,pr. zbiorowa, Wyd. Bellona, 2019.

Tucholski, CICHOCIEMNI”, IW. PAX, Warszawa 1988.

Protasewicz, Instrukcja dla żołnierzy przerzucanych drogą lotniczą do kraju, Londyn 1943, wyd. int.

Poniżej przedstawiamy sylwetki 22 lotników polskich różnych specjalności, którzy znaleźli się w gronie tych 316 zrzuconych do kraju od lutego 1941 do grudnia 1944, kiedy zakończono akcję (w styczniu 1945 roku Armia Krajowa zostanie rozwiązana) . Niech będzie to wyraz hołdu za ich poświęcenie, bohaterstwo i tragedie, które ich spotkały.

Udział Cichociemnych w pozyskaniu części rakiet V2

Cichociemni służący po zrzucie do kraju, zajmowali się pozyskiwaniem dla wywiadu AK części z niewybuchów rakiet V2 z okolic Sarnak na Podlasiu. Takim był m.in. szef wywiadu AK płk Kazimierz Iranek Osmecki 

W nocy z 13 na 14 marca 1943 zrzucony do Kraju, na osobistą prośbę gen. Stefana Roweckiego. Od kwietnia 1943 był szefem Oddziału IV (kwatermistrzowskiego) Komendy Głównej Armii Krajowej, następnie w styczniu 1944 został szefem Oddziału II (informacyjno-wywiadowczego) Komendy Głównej AK. Funkcję tę pełnił do czasu Powstania Warszawskiego i w trakcie jego trwania. „Jeszcze z początkiem 1944 r., gdy rozpoznano, jakiego rodzaju próby odbywają się w Bliźnie, uzyskałem zgodę dowódcy AK, gen. Tadeusza Bora–Komorowskiego, by Kedyw (Kierownictwo Dywersji) siłą zdobył niewystrzelony pocisk i dostarczył komisji badawczej” -tak wspominał to płk Kazimierz Iranek-Osmecki.

Pomogła im w tym zupełnie niezwykła wiadomość. Otóż 20 maja 1944 roku jedna z rakiet V2 wpadła do rozlewisk Bugu – znów w rejonie wsi Klimczyce w pobliżu Sarnaków. Głowica nie eksplodowała – najpewniej na skutek kontaktu z bagnistym podłożem – zbyt miękkim, by uderzenie mogło wyzwolić zapalnik. Cały pocisk przetrwał w niemal nienaruszonym stanie. Niemcy nie zdołali namierzyć miejsca, w którym spadł niewypał. Udało to się natomiast lokalnym żołnierzom Armii Krajowej. Pierwsze, co zrobili po dotarciu do pocisku, było jego dokładne zamaskowanie. Udało się to tak dobrze, że podczas dalszych poszukiwań Niemcy kilkakrotnie mijali swą zgubę.

 

Ze stodoły pod Hołowczycami kluczowe elementy wymontowane z rakiety zostały wywiezione do Warszawy. Tam trafiły na stoły laboratoryjne najlepszych specjalistów w kraju. Inżynier Janusz Groszkowski gruntownie przebadał układy sterowania rakiety, rozpracowując przy tym innowacyjny sposób ich działania. Z kolei Marceli Struszyński, profesor Politechniki Warszawskiej, przeanalizował silnik rakiety, stwierdzając między innymi, że w roli utleniacza paliwa rakietowego zastosowano silnie stężony nadtlenek wodoru. Podobnych odkryć nie brakowało – zarazem jednak było zupełnie jasne, że rakieta naprawdę powinna trafić do Londynu na badania prowadzone w warunkach, o których w warszawskiej konspiracji nie mogło być mowy.

Z lądowiska pod Tarnowem części V2 zostały przewiezione do Londynu.