Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie

Wybrał służbę Ojczyźnie- upamiętnienie katyńskiego kapelana ks.mjr. Mieczysława Janasa

Data dodania: 13 grudnia 2022

Sowieci i komuniści chcieli zetrzeć po nim ślad z wszelkich miejsc i dokumentów. Po latach o bohatera upomniało się nowe pokolenie. 10 grudnia 2022 r. w Dęblinie została odsłonięta tablica pamiątkowa jednego z katyńskich kapelanów.

 

Stalinowscy oprawcy wiosną 1940 r. rozprawiali się nie tylko z oficerami Wojska Polskiego, ale i księżmi służącymi w armii. Wśród nich znalazł się pochodzący z diecezji przemyskiej, ks. Mieczysław Janas. O wskrzeszenie należnej duchownemu czci zadbało Stowarzyszenie Pamięć Kapelanów Katyńskich, które od lat w Polsce i poza nią w różny sposób upamiętnia bohaterów.

 

Od sekretarza do kapelana

Uroczystość odsłonięcia tablicy nie bez przyczyny odbyła się w kościele Matki Boskiej Loretańskiej w Dęblinie. Ksiądz M. Janas tuż przed wybuchem wojny związał swe losy z tym miastem. Pełnił funkcję kapelana w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa nr 1 oraz kapelana Garnizonu Dęblin. Jego postać przypomniał w homilii dziekan Straży Granicznej, ks. płk dr Zbigniew Kępa, który odprawił Mszę św. m.in. z proboszczem parafii, ks. płk Mariuszem Stolarczykiem.

Ksiądz Janas przyszedł na świat 2 stycznia 1904 r. w Świerzowej Polskiej koło Krosna. Święcenia kapłańskie otrzymał 29 czerwca 1928 r. z rąk biskupa przemyskiego Anatola Nowaka. W trakcie swojej posługi pracował w kilku parafiach, by w 1934 r. zostać sekretarzem biskupa przemyskiego Franciszka Bardy i drugim notariuszem kurii. Dalsze zaszczyty przyszły po roku. Zwierzchnicy kościelni powołali go na stanowisko sekretarza diecezjalnego instytutu Akcji Katolickiej w Przemyślu i diecezjalnego asystenta Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet i Młodzieży Żeńskiej. – Proponowano mu też dalszą karierę w kurii, ale odmówił i postanowił zasłużyć się Ojczyźnie w wojsku w Dęblinie – zauważył podczas mszy ks. Z. Kępa. 1 lutego 1938 r. otrzymał więc awans na stopień kapelana rezerwy, a 26 marca powołany został do czynnej służby wojskowej.

 

Jeden z Listy Katyńskiej

We wrześniu 1939 r. wraz z personelem CWL wycofał się na wschodnie tereny Polski. – Radzono mu, by uciekał na zachód, ale uznał, że bezpieczniej będzie na wschodzie – wspomina kuzynka kapłana Lucyna Kochan. Bezpieczniej jednak nie było. Po 17 września ks. M. Janas w nieznanych okolicznościach dostał się do niewoli sowieckiej. Od października 1939 r. był przetrzymywany w obozie NKWD dla jeńców wojennych w Oranie. 1 listopada przybył do obozu w Kozielsku, a 23 grudnia, znalazł się w 41-osobowej grupie więźniów wywiezionych do obozu NKWD w Ostaszkowie. 24 lub 25 kwietnia 1940 r., odesłano go do dyspozycji naczelnika Zarządu NKWD Obwodu Kalinińskiego. Tam też między 25 a 27 kwietnia został zamordowany w budynku NKWD w Kalininie (obecnie Twer). A jego ciało wrzucono do dołu śmierci w Miednoje.

Władze komunistyczne po wojnie starały się zetrzeć wszelkie ślady po kapelanie. – Dokumenty w archiwach zostały spalone. To samo stało się z czasopismami, do których ks. M. Janas pisał artykuły. Ktoś podpalił nawet jego rodzinny dom – przyznaje krewna kapelana. Dopiero w wolnej Polsce rodzina dowiedziała się, że nazwisko księdza znajduje się na Liście Katyńskiej.

 

Wyróżniał się od innych

W ostatnich latach o pamięć zamordowanych dba Stowarzyszenie Pamięć Kapelanów Katyńskich. Odsłonięta w Dęblinie tablica była kolejną formą przywracania pamięci. Podobna pojawiła się w kościele św. Piusa V w Dęblinie i rodzinnej miejscowości księdza – Zręcin. W wyjątkowy sposób o Katyńczyków, w tym o ks. M. Janasa, zadbała Kalwaria Pacławska, gdzie w 2019 r. powstała aleja dębów dedykowana kapelanom. Niedawno Stowarzyszenie udało się też za ocean, by pamiątkowe tablice zawisły w kilku ośrodkach polonijnych w USA. Znakiem pamięci jest też to, że w 2000 r. ks. Mieczysław, został pośmiertnie awansowany do stopnia majora. A poza tym od 2009 r. toczy się proces beatyfikacyjny jego i grupy 23 księży, którzy zginęli w takich samych okolicznościach.

Dla rodziny takie formy oddawania czci ks. Mieczysławowi są bezcenne. – To niezwykłe wyróżnienie. Nie znałam księdza osobiście. Pamięta go tylko moja mama i jej rodzina. Moja mama wspomina ks, M. Janasa jako kogoś wielkiego, kto się wyróżniał od innych. Na zawsze zapamiętała, jak będąc w wieku 5 lat, otrzymała od niego czekoladki. Cały czas gromadzimy po naszym kuzynie strzępki informacji, które z trudem zdobywamy w różnych miejscach – przyznaje L. Kochan. Krewnej ks. M. Janasa nie mogło zabraknąć w sobotę w Dęblinie.

 

tekst i zdjęcia: Tomasz Kępka, Echo Katolickie