Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie

„MÓJ KOCHANY TATUŚ!” – Z WIZYTĄ U PANI DANUTY

Data dodania: 08 lutego 2023

Korzystając z zaproszenia Pani Danuty Lipko, odwiedziliśmy ją w jej mieszkaniu w Katowicach. Celem wizyty było przekazanie pamiątek po jej Ojcu – ppor. Henryku Lipko, lotniku z Dywizjonu 309, urodzonym w 1908 r. w Czarnej w okolicach Końskich. Żniwo tej wyprawy jest jednak zdecydowanie bogatsze…

 

Zostaliśmy bardzo ciepło przywitani przez domowniczkę herbatą i pysznym śniadaniem. Po śniadaniu zabraliśmy się „do roboty”. Przeglądaliśmy album, a w nim całe życie Pani Danuty i jej rodziny. Pani Lipko opowiadała, a my słuchaliśmy, zadawaliśmy pytania i rejestrowaliśmy skrupulatnie każdy moment tego niezwykłego spotkania. Trudno było ukryć również nasze wzruszenia, bo nie da się przejść obojętnie obok tak emocjonujących historii.

 

Ewa i Henryk Lipko pobrali się w 1936 roku, w roku 1938 urodziła się przepiękna córeczka, której dali na imię Danuta. W owym czasie Pan Henryk pracował w Państwowych Zakładach Inżynierii Lotniczej w Warszawie, które podlegały Ministerstwu Spraw Wojskowych. Przyszedł rok 1939. Zaraz po wybuchu wojny Henryk Lipko dostał rozkaz opuszczenia Warszawy. Zabrał swoją rodzinę i specjalnym pociągiem wojskowym, słynną „Lukstorpedą”, wyjechali do Lwowa. Podróżującym nie udało się osiągnąć celu, ponieważ w Żółkwi pociąg, którym jechała rodzina Lipko, zderzył się z innym składem. Chwilę przed katastrofą żona Henryka Lipko wyszła z przedziału, żeby podgrzać butelkę z mlekiem dla swej rocznej córeczki. Mama Pani Danuty została poważnie ranna, groziła jej nawet amputacja nogi, do której dzięki ofiarnej opiece medycznej jednak nie doszło.

 

Była ciemna noc, wokół świszczały bomby, ludzie krzyczeli, panowało ogromne zamieszanie. Ewa Lipko podczas zderzenia z ogromnym impetem uderzyła w beczkę z ropą i straciła przytomność. Z wagonu restauracyjnego wynieśli ją harcerze z wojskiem i umieścili na stogu siana. Następnie umieszczono ją w szpitalu. Kobieta po odzyskaniu przytomności zastanawiała się co się stało z jej mężem i maleńką Danusią. Na szczęście obojgu cudem udało się przeżyć, ponieważ podczas uderzenia fotele w przedziale, w którym przebywali złączyły się u góry oparciami i utworzyły swego rodzaju dach, pod którym znaleźli się Pan Henryk i dziewczynka.

 

Tata małej Danusi po uwolnieniu z wagonu starał się za wszelką cenę odnaleźć żonę. Znalazł ją ranną w szpitalu. Niestety po kilku chwilach razem powiedział: „Mam rozkaz, bądź dzielna, wyjeżdżam dalej”. Po tych słowach Pan Henryk musiał stawić się w jednostce wojskowej. Od tej pory mieli nie widzieć się przez ponad 7 lat!

Pani Ewa, ciężko ranna w szpitalu, nadal nie wiedziała co się dzieje z jej córką. Podczas przygotowań do operacji, podczas której jej noga miała być amputowana,  usłyszała krzyk dziecka. Intuicja i serce matki podpowiadały jej, że to Danusia. Przeczołgała się do pomieszczenia, gdzie krzyczało dziecko. Dziewczynka, widząc swoją mamę zarzuciła jej na szyję swoje maleńkie rączki i wspólnie doczołgały się do łóżka.

 

Panią Ewą i jej córką zajął się przypadkowo napotkany polski lekarz o nazwisku Orłowski. Ukrył je w piwnicy swojego domu, ponieważ Ukraińcy szukali Polaków zbiegłych z katastrofy kolejowej. Lekarz bardzo starannie opiekował się Panią Ewą i jej córką. Dzięki niemu noga nie została amputowana. Gdy okazało się, że jest możliwość powrotu na tereny okupowane przez Niemców, Pani Ewa zdecydowała się na ten ryzykowny krok. Celem miała być Częstochowa, gdzie mieszkali krewni. Wędrowały trzy miesiące. Po drodze, w medycznych punktach wojskowych zmieniano rannej kobiecie opatrunki. Obie szczęśliwie dotarły na miejsce. W Częstochowie nie mogły zostać długo. Kiedy tylko odzyskały siły, natychmiast wyruszyły w dalszą podróż. Docelowo zamieszkały we wsi o nazwie Nowy Dwór w powiecie radomskim. Tam pani Ewa od 1940 do 1945 roku pracowała jako nauczycielka w wiejskiej szkółce.

 

W 1945 roku Mama i Córka wróciły do Dąbrowy Górniczej. Pani Ewa podjęła pracę w Zagórzu, a Danusia zaczęła uczęszczać do szkoły. Skończyła się wojna, mężczyźni wracali do swoich domów i rodzin. Jednak Pani Ewa nadal nie miała żadnych wiadomości o swoim mężu Henryku i, tak prawdę mówiąc, była na niego zła, że zostawił ją w arcytrudnej sytuacji z maleńkim dzieckiem. Sama musiała radzić sobie z ogromnymi przeciwnościami losu i dbać o dziecko, walcząc każdego dnia o przetrwanie. Henryk Lipko wrócił do Polski ostatnim transportem z Anglii. Było to na dwa tygodnie przed pierwszą Komunią Świętą jego córki. Pojawił się niespodziewanie na schodach sanatorium, w którym przebywała Danusia. Zawiadomiona o odwiedzinach dziewczynka, natychmiast wybiegła z budynku. Zobaczywszy swego tatę  rzuciła mu się na szyję z okrzykiem „Mój Kochany Tatuś!”. Od tamtej pory rodzina była już w komplecie.

 

Pani Danuta opowiedziała nam oczywiście o losach wojennych swojego taty. Na podstawie informacji oraz dokumentów przekazanych nam przez Panią Danutę już teraz jesteśmy w stanie ogólnie odtworzyć przedwojenną i wojenną ścieżkę, którą przeszedł podporucznik Henryk Lipko. W  1925 r. ukończył  6-letnie gimnazjum. Kontynuował naukę w Szkole Górniczo – Hutniczej w Dąbrowie Górniczej. W latach 1930-1935 pracował na wydziale pieców martenowskich w walcowni i przy obróbce termicznej stali w Starachowickich Zakładach Górniczych S.A. Stamtąd przeniósł się w 1936 r. do Kierownictwa Zaopatrzenia Lotnictwa w Warszawie jako podreferendarz z przydziałem do pracy w Państwowych Zakładach Inżynierii w Ursusie. Z ramienia wojska przeprowadzał odbiory części ze stopów lekkich dla silników i płatowców, a w późniejszym okresie pracował kontrole techniczne części gotowych do silników.

 

Po wybuchu wojny, tak jak inni lotnicy przekroczył granicę polsko – rumuńską. Jak wynika z przekazanego nam przez córkę paszportu, wystawionego przez Centralny Polski Komitet Pomocy dla uchodźców w Rumunii, przez Jugosławię, Grecję i Francję przedostał się do Wielkiej Brytanii. Od listopada 1940 roku służył w 309 Dywizjonie Ziemi Czerwieńskiej (nr sł. RAF 784579), pełniąc funkcję starszego szeregowego kancelisty, aby później awansować na szefa kancelarii dywizjonu. Trzykrotnie odznaczony Medalem Lotniczym. 16 czerwca 1947 roku powrócił z Wielkiej Brytanii do Polski, dołączając do rodziny – żony Ewy i córki Danuty. W latach powojennych zamieszkał wraz z rodziną w Katowicach. Pracował w Centralnym Zarządzie Przemysłu Hutniczego w charakterze st. inżyniera kontroli technicznej. Zmarł 19 listopada 1983 r. Jest pochowany na cmentarzu w  Piekarach Śląskich.

 

Dziękujemy Pani Danucie za wspaniałą historię swojego Taty, ilustrowaną przez pamiątki po nim, które przekazała do naszego Muzeum. Jesteśmy wdzięczni za zaufanie, którym obdarzyła naszą placówkę. Jak sama powiedziała, po naszej wizycie „Ostatecznie zakochała się w skrzydłach”. Wciąż brzmią w naszych uszach jej słowa podziękowań za „wizytę wspaniałych ludzi, którzy przyjechali do mnie z Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. Dali mi Państwo nową energię do życia.” Pani Danuto – z wzajemnością!

 

P.S. Żeby spotkać się z pracownikami Muzeum Sił Powietrznych Pani Danuta przełożyła swoje leczenie szpitalne. Otrzymała od nas między innymi naszą muzealną, płócienną torbę. W rozmowie telefonicznej odbytej z nią kilka dni po wizycie powiedziała: „Kiedy zobaczyłam waszą torbę z biało-czerwoną szachownicą, spakowałam swoje rzeczy do szpitala – wszystko się idealnie zmieściło i jest takie eleganckie!”. Winszujemy 100 lat!

 

Opracowali: Dagmara Krukowska, Katarzyna Gajo, Jakub Mitek

Zdjęcia: Roman Błachnio

 

 

BIBLIOGRAFIA:

Źródło:  https://listakrzystka.pl/lipko-henryk-albin/

Attestation form – Karta Ewidencji  Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Anglia 1946 r.

Dokumentacja  dot. H. Lipko, przekazana przez córkę Danutę Lipko.